- Boże, znowu? - jęknąłem budząc
się. Najpierw co kilka godzin płakał Sam, a teraz dzwoni ten cholerny telefon.
- Słucham? - odebrałem nawet nie sprawdzając kto to.
- Hej Shann, pamiętasz, że
umawialiśmy się na dziś na zdjęcia dla Clarie? - usłyszałem głos kumpla ze
studiów.
- No pamiętam, a co? - mruknąłem
przecierając dłonią oczy.
- A nic, tak tylko pytam, bo
zdaje się, że się spóźniasz. - odparł lekkim tonem.
- O cholera. Sorry. - usiadłem
na łóżku. - Za pół godziny jestem.
- No to czekamy. - zaśmiał sie i
rozłączył, a ja zerwałem się z łóżka i prawie biegiem ruszyłem do łazienki.
Szybki prysznic i już biegłem z powrotem w pokoju naciągając na siebie spodnie
i koszulkę. Wrzuciłem do kieszeni telefon, portfel i kluczyki od samochodu, zabrałem
swój najlepszy aparat, obiektywy i laptop, po czym biegiem ruszyłem do kuchni,
gdzie była już Faith z Samem.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła sie
nieśmiało. - Zrobiłam kawę.
- Normalnie cię kocham. -
westchnąłem nalewając sobie do kubka mocną, czarną kawę i szybko ją słodząc. -
Jak noc?
- Całkiem dobrze, dzięki. -
widziałem, że jest skrępowana, ale rozmowę o tym odłożyłem na później. Teraz
nie było czasu.
- Słuchaj Faith. - odstawiłem
kawę i zacząłem przeszukiwanie szuflad. - Ja teraz muszę wyjść. Nie wiem, o której
wrócę. W mieszkaniu masz wszystko czego mogłabyś potrzebować, jeśli nie, sklep
jest na rogu. - znalazłem zapasowy komplet kluczy, po czym sięgnąłem po kartkę
i szybko zapisałem trzy rzędy cyfr. Następnie klucze wraz z kartką położyłem
przed Faith. - To dla ciebie. Masz tu numer telefonu do mnie, Jareda i Vicky,
bo widziałem że się dogadujecie. Z tego co wiem, ona ma teraz wolne. Jakby coś
się działo, dzwoń i przyjadę. Silvera zabieram ze sobą, żeby ci nie dokuczał.
Dzięki za kawę i miłego dnia. - pocałowałem ją w policzek i pogłaskałem małego
po główce.
- Ok. Damy sobie radę. -
zapewniła mnie.
- Pewnie masz rację. -
uśmiechnąłem się zapinając smycz przy obroży psa. - Do zobaczenia. - złapałem
swoje rzeczy, klucze od mieszkania i szybko wyszedłem. Zbiegliśmy z Silverem po
schodach i od razu ruszyliśmy do mojego samochodu. Pies przyzwyczajony był do
jazdy autem, więc bez problemów
wskoczył na tylne siedzenie. Zamknąłem za nim drzwi i wsiadłem za kierownicę, kładąc
sprzęt na siedzenie obok i z piskiem opon odjechałem sprzed kamienicy. Przede
mną było jechanie przez całe
miasto i jedynie modliłem sie o to, żeby nie było korków.
Leo znałem od dawna. Kiedy studiowałem fotografię w Nowym Jorku wynajmowaliśmy
razem mieszkanie i zaprzyjaźniliśmy się. Później obaj znaleźliśmy sobie kobiety
i każdemu z nas urodziła się córka. Clarie jest kilka miesięcy starsza od Faith
i jest początkującą fotomodelką. Gdy spotkałem się z Leo kilka tygodni temu,
umówiliśmy się, że zrobię jej zdjęcia do portfolio, ale jak zwykle zapomniałem.
Od bardzo dawna nie robiłem tego typu zdjęć, ale mam nadzieję, że nie wypadłem
z
wprawy.
- Długie to twoje pół godziny. - zaśmiał się Leo otwierając mi drzwi swojego
domu.
- Wybacz. Korki. - starałem się
przybrać niewinny wyraz twarzy. - Clarie gotowa?
- Już zaczynała panikować, że ją
wystawiłeś. - szepnął konspiracyjnie kumpel.
- Tato. - syknęła młoda
dziewczyna wychodząc na korytarz. - Kompromitujesz mnie. - Clarie jest naprawdę
ładna. Ma sięgające ramion blond włosy i uroczy uśmiech.
- Tak, to właśnie Clarie. - Leo
objął córkę ramieniem.
- Znamy się. - mruknęła lekko
zawstydzona dziewczyna.
- Ty jego owszem. Ale on
ostatnio cię widział jak w pieluchach biegałaś. - rzucił niczym nie przejmując
sie Leo. - Clarie słucha tego waszego rzępolenia. - dodał w moim kierunku, a ja
i Clarie uderzyliśmy go w ramię. Jeszcze mu się odwdzięczę za to „rzępolenie”.
- Jedziemy? - spytałem
dziewczyny.
- Jasne. - odparł Leo. - Chyba
nie myślałeś, że puszczę ją samą gdzieś ze starym, wolnym facetem?
- Grabisz sobie, wiesz? - wymierzyłem
palcem w niego. - Jedźcie za mną. - odwróciłem sie i poszedłem do samochodu.
Wymyśliłem sobie, że zrobię dziewczynie parę zdjęć w plenerze, a w tym czasie
Silver sobie pobiega i może załapie się na kilka fotek.
- Opowiadaj co u ciebie? - Leo usiadł koło mnie na trawie, gdy zrzucałem
zdjęcia z aparatu na komputer, żeby później razem z Clarie wybrać najlepsze.
Dziewczyna aktualnie leżała kilka metrów od nas i starała się nie reagować na
zaczepki mojego psa.
- A co chcesz wiedzieć? -
uśmiechnąłem się spoglądając się i przeciągając. Już zdążyłem zapomnieć, że
kilkugodzinna gimnastyka z aparatem w rękach i bieganie wokół modelki może być
tak meczące
- Jak praca?
- Nie narzekam. Dwa dni temu
skończyła się światowa trasa i mamy wolne.
- Twój braciszek potrafi
odpoczywać? - uśmiechnął się złośliwie Leo.
- Tomo daje mu dwa tygodnie
zanim zacznie sobie szukać zajęcia. - rzuciłem chowając aparat.
- A prywatnie?
- Prywatnie? - przez chwilę
zastanowiłem sie co powiedzieć. - Wczoraj rano na progu mojego mieszkania
pojawiła sie Faith.
- Twoja Faith? Leanne ją puściła?
- Leo dokładnie znał moją sytuację. Jako prawnik pomagał mi szukać córki tych
piętnaście lat temu.
- Leanne nie żyje od roku.
- Przykro mi.
- Mnie też. - to była prawda.
Przykro mi, że ona nie żyje, ale nie czuję jakbym stracił kogoś ważnego. Dawno temu
wyleczyłem się z miłości do niej. Stała się po prostu matką mojego dziecka,
nikim więcej.
~*~
Tak, tak, wiem, za krótko. :) Ale starałam się, serio. Tak dawno nic nie publikowałam w tym opowiadaniu, że chciałam dać cokolwiek.
Nie mam pojęcia czemu tak się dzieje, ale ostatnio mam tak, że dokładnie wiem jak ma wyglądać ta historia, ale gdy siadam żeby pisać, nie umiem ubrać myśli w słowa, co mnie potwornie irytuje. Nie chcę, żeby wyszła z tego mdła historyjka która zniknie w tłumie. Chcę, żeby spełniała jakieś choć minimalne standardy, dlatego tak wszystko się wlecze.
Nie mniej obiecuję się trochę bardziej sprężyć i nie zapominać o tym, że tu też powinnam publikować.
Pozdrawiam cieplutko.